Zanim zacznę chciała bym przeprosić was/ciebie to opowiadanie powinno już dawno tu się znajdować ale nie miałam pomysłu jak to napisać. Jednak już wiem i wam przedstawię.
(Jakby ktoś nie wiedział o co chodzi To proszę link Opowiadanie od Tali 1)
Zaczynajmy....
Podążając powoli leśną ścieżką czułam jak zapada noc. Nagle ptaki poderwały się i zaczęły lecieć w stronę końca lasu. Na jednym z drzew siedziała biała sowa.
-Uciekaj z tond, puki możesz...-Powiedziała, a następnie zerwała się by podążyć za resztą. Nie posłuchałam jej, wolałam iść powoli. CZY JA NAPRAWDĘ NIE MOGĘ NIGDY SŁUCHAĆ! Nagle ścieżka zaczęła się wydłużać, a las przyćmił mrok.
-Zaczynam się bać...-Powiedziałam cicho do siebie, a wokół mnie nie było żywego ducha- Nigdy nie widziałam aż tak mrocznego miejsca- Żałuję że nie posłuchałam tamtej sowy.
Biegnąc nie szybciej niż wolny trucht, zdałam sobie sprawę iż nie mogę przyspieszyć. Albo tylko mnie się to zdaję albo ten las jest jakiś dziwny. Nagle za mną usłyszałam kroki, odwróciłam się by zobaczyć kto za mną idzie lecz nikogo tam nie było. Wyjęłam małą latarkę znalezioną już dawno prze ze mnie. Trzymając ją w pysku znów tam spojrzałam lecz dalej nie widziałam nic oprócz drzew. Ruszyłam dalej, jednak znów usłyszałam kroki. Próbowałam powiedzieć ,,Kto tam jest?'' ale nie było proste mówić z latarką w pysku. Nastała grobowa cisza. Patrzyłam się za siebie i nic. Gwałtownie odwróciłam głowę, a przede mną stało dziwne czarne monstrum! Krzyknęłam i odsunęłam się do tyłu lecz zderzyłam się z drugim monstrum! Byłam otoczona! Latarka wypadła mi z pyska i uderzająco ziemie! Zgasła! Nic nie widziałam! Nagle poczułam silne drapnięcie w pysk! Już wiedziałam, że nie mają dobrych zamiarów. Nagle drapnięć było więcej. Ugięłam się pod falą bólu. Próbowałam się bronić ale oni byli jak duchy, moja łapa przechodziła przez nich jak przez parę. Czułam jak krew cieknie z mych ran. Zemdlałam już nie wiem, czy z braku dużej ilości krwi, czy może z ich nacisku. Dalej już nic nie pamiętam...
Ciąg dalszy nastąpi...
Tablica Ogłoszeń
* WITAJ W WATASZY SAMOTNEGO WILKA!!!
**Nasze wilki:
*Wadery -- 12
*Basiory -- 9
*Razem Mamy 21 Członków Watahy
**Nowe informacje :
* Nowość i zmiana w regulaminie (proszę sprawdzić)
*Aktualizacja bloga
*Mikołaj za niedługo :)
*Zakładamy anonimowego facebok'a
*Zapraszam do gry z nami
** Kontakt z nami:
wataha.samotnego.wilka@wp.pl
gibikot9@gmail.com
**Nasze wilki:
*Wadery -- 12
*Basiory -- 9
*Razem Mamy 21 Członków Watahy
**Nowe informacje :
* Nowość i zmiana w regulaminie (proszę sprawdzić)
*Aktualizacja bloga
*Mikołaj za niedługo :)
*Zakładamy anonimowego facebok'a
*Zapraszam do gry z nami
** Kontakt z nami:
wataha.samotnego.wilka@wp.pl
gibikot9@gmail.com
wtorek, 12 lipca 2016
poniedziałek, 11 lipca 2016
Odejście...
Szept i Entei odchodzą z tej watahy. Miło nam było ich poznać. Przeżyliśmy razem tyle wspaniałych chwil i oby droga im sprzyjała!!!
środa, 6 lipca 2016
Odejście...
Frost Hunter i Excalibur odchodzą z tej watahy. Miło nam było ich poznać. Przeżyliśmy razem tyle wspaniałych chwil i oby droga im sprzyjała!!!
wtorek, 5 lipca 2016
Od Septa do Alqalb
Pewnego burzliwego dnia postanowiłem iść na polowanie. Nie byłem głodny, po prostu chciałem coś zabić, szukałem rozrywki. Poszedłem więc w stronę wodopoju. Wyczułem coś, moje tętno przyśpieszyło a instynkt zabójcy się obudził. Tak to był młody niedźwiedź. Zaczęły się łowy.
Zbliżyłem się po cichu tak blisko jak tylko się da. Nie mogłem się już doczekać kiedy poczuje smak jego krwi. Wiedziałem, że nie jest to dobry pomysł bo mogę zginąć, ale chęć zemsty była zbyt silna, musiałem pomścić ojca. Rzuciłem się na szyje bezbronnego małego niedźwiedzia, jednym szybkim ruchem pozbawiłem go wielu litrów krwi, ale dla mnie to było za mało. Złapałem szczęką zwłoki niedźwiadka i zacząłem szarpać, po chwili jego zwłoki były rozrzucone na prawo i lewo, ale mi wciąż było mało. Chciałem dorwać jego matkę. Chciałem żeby jego rodzicielka jak najszybciej przyszła zobaczyła syna i cierpiała, a następnie chciałem zabić ją. Schowałem się więc w najgęstszych krzakach jakie były i czekałem.
Po kilku chwilach nadszedł dorosły niedźwiedź, miał w pysku kilka ryb.
-pewnie chciał nakarmić swoje martwe dziecko hahaha.- pomyślałem z radością na twarzy.
Kiedy samica się zbliżyła była przerażona, rozglądała się w poszukiwaniu reszty swojego kochanego synka. Usiadła i zaczęła płakać, miałem niewyobrażalną satysfakcję. Niedźwiedzica usiadła a ja przygotowywałem się do kolejnego morderstwa z uśmiechem na pysku. Znów się skradałem, starałem się zajść od pleców, wiedziałem że jeden zły ruch i po mnie, ale nie mogłem zrezygnować, nie teraz, musiałem to zrobić dla mojego ojca.
Byłem już blisko, już czułem smak zwycięstwa, rzuciłem się na matkę i jej też przegryzłem tętnice, jednak to nie był koniec, zdołała jeszcze raz zawyć a w lesie było już widać sylwetkę potężnego niedźwiedzia, tak, to był morderca mojego ojca, Jego też chciałem zabić, ale wiedziałem, że mi się nie uda. Postanowiłem uciekać, biegłem przed siebie najszybciej jak umiałem. Po krótkim czasie dobiegłem do krawędzi urwiska, samiec był tuż za mną, nie mogłem skoczyć to by było samobójstwo.
-No nic muszę z nim walczyć.- Pomyślałem i ruszyłem do ataku. Moje wysiłki zdały się na nic, niedźwiedź nawet nie drgnął. Ponownie ruszyłem do akcji lecz tym razem ucierpiałem ja, zostałem uderzony i spadłem z urwiska, na moje szczęście spadłem na skalną półkę, niedźwiedź na mnie spojrzał i poszedł, nie miałem jak się wydostać. Byłem w pułapce i dalej chciałem zabić misia.
Postanowiłem głośno zawyć, liczyłem na to, że przybędzie ktoś mi z pomocą. Nie myliłem się. Po kilku chwilach zjawiła się Alqalb.
-Co się stało?- zapytała.
-Miałem walkę z niedźwiedziem.- Odpowiedziałem z uśmiechem. -Szybko pomóż mi się wydostać.- Dodałem.
-Poczekaj zaraz coś wymyślę. - Powiedziałą Alqalb i odeszła.
Nie musiałem czekać długo. Zjawiła się w mgnieniu oka z kijem w pysku.
-Podam Ci go!- Krzyknęła.
Skierowała kij w moją stronę, mocno go złapałem szczęką, a ona zaczęła mnie wyciągać. Kiedy się jej już udało poszedłem w stronę lasu.
-Dokąd teraz idziesz?- zapytała.
-Mam do wyrównania rachunki z pewnym miśkiem.- odpowiedziałem i pobiegłem.
Niedźwiedź siedział przy swojej martwej rodzinie, znów byłem z siebie bardzo dumny. Miałem przystępować do kolejnego ataku kiedy dołączyła do mnie ponownie Alqalb.
-Nawet nie podziękowałeś!- Krzyknęła na mnie.
-Ciii... Bo nas usłyszy- odpowiedziałem szeptem.
-Nie zostawię Cię z tym sama.
-Dobrze, dobrze już chodźmy.
(Alqalb ? )
poniedziałek, 4 lipca 2016
Od Tikary do Excalibura
- Wybacz mi, nie zauważyłem Cię... - powiedział szeptem. To był on. Excalibur - basior z zamku.
- Nic się nie stało. O Boże! Co Ci się stało?! - Zapytałam przerażona jego wyglądem. - Chodź. Wejdź mi na plecy.
- Dojdę sam... - Powiedział ledwie słyszalnym szeptem. - Dam radę...
- Nie. Wskakuj. Nie dasz rady. Już teraz wyglądasz marnie. - Nalegałam. Nie chciałam, żeby coś mu się stało. Po chwili trzymał się już na moim czerwonym grzbiecie. - Uważaj, bo będę biec bardzo szybko. Jeśli będzie Cię coś boleć to mów, OK?
- Okey. - Mówił coraz ciszej. Zaczęłam biec. Excalibur nawet nie jęknął, chociaż wiedziałam, że bardzo go to boli. ,,Trzymaj się. Musisz wytrzymać. Zrób to dla mnie!". Gdy po chwili dobiegłam do Wielkiego Jeziora delikatnie zdjęłam go z grzbietu i położyłam na skale jak najbliżej wody. Ochlapałam trochę Excalibura, aby się ocknął. Chwilę później wstał powoli i potrząsnął łbem.
- Już lepiej? – Spytałam zmartwiona.
- Tak… Trochę lepiej, ale dalej boli mnie głowa… I szyja. – Odpowiedział.
- Pokaż szyję. – Poprosiłam go. Pokazał. Miał paskudne ślady kłów. – Co Cię ugryzło?
- Jakiś czarno – czerwony wąż.
- Czarno – czerwony? Powiedział jak ma na imię? – Zadałam mu dwa pytania na raz.
- Nie. Mówił tylko, że jest pomiotem samego Pana Podziemi.
- Wiem, który to wąż. To Raxys. Jeden z najgroźniejszych węży należących do Pana Podziemi.
- Właśnie podziemia!!! – Krzyknął przerażony.
- Co się stało? – Zapytałam równie przerażona jak on.
- Nie odwołałem duszy Xerxesa, którego wezwałem. Muszę to zrobić przed zachodem Słońca inaczej zostanie spaczony.
- Spaczony?
- Później Ci to wyjaśnię. Pomóż mi go znaleźć.
- OK. Ale najpierw wyleczę to ranę. – Powiedziałam. Przyłożyłam łapę do ugryzienia, a on syknął z bólu. Rozbłysło jasne światło i rana zniknęła. – Wskakuj na moje plecy. – Powiedziałam, gdy wyleczyłam ranę.
- Dam radę sam. – Powiedział stanowczo i zaczęliśmy biec. To co się później stało miało na zawsze zmienić nasze życie…
Excalibur?
niedziela, 3 lipca 2016
sobota, 2 lipca 2016
piątek, 1 lipca 2016
Od Talii do TakiraTakamoto
Pływałam sobie w jeziorze Złota, aż nagle ujrzałam że ktoś stoi na brzegu. Wynurzyłam się. To była Takira.
-Cześć-powiedziałam lekko zaskoczona
-Cześć-odpowiedziała
-Po co przyszłaś?-zapytałam
-Eee. Trochę mi się nudzi-Odpowiedziała
-A to nie gadasz z Exscaliburem?
-Nie jest zajęty czymś innym- Odpowiedziała
-Chcesz się przejść?-Zapytałam, a ona pokiwa łbem na zgodę-A co robi takiego ważnego Exscalibur, że olewa taką piękną wilczycę?
-Nie wiem-Odpowiedziałam i dodała-Szkoda że nie jesteście już razem.-Popatrzyłam na nią z zapytaniem-No Ty i Mastel.
-Aa. Nie będę mieć już takiego zaufania do chłopaków jak kiedyś ale Ja się zbytnio pospieszyłam. Z tego i tak nic nie mogło wyjść-Przyznałam-Ale dość o mnie opowiadaj jak tam u was.
I tak nam zleciała ta rozmowa że aż nie zauważyłyśmy ile przeszliśmy. Otrząsnęłyśmy się dopiero po usłyszeniu odgłosów. Dochodziłyśmy do drogi Ludzi! Słyszałam Baty. I wszystko by było dobrze jakbym nie usłyszałam wycia wilka.
-Musimy zobaczyć co się dzieje-Powiedziała Taki i pobiegła do przodu a ja za nią. Po kilku minutach ujrzałyśmy wilki przypięte do ciężkiego wagonu i go ciągnęły.
-Musimy coś zrobić-Powiedziałam-i chyba wiem co
Wróciłyśmy kilka metrów w głąb lasu i zaczęłam przekazywać mój plan działania
-Zaciągniemy się tam. Jesteśmy silniejsze wiec zawsze będziemy mogły uciec. I w dobrym momencie uwolnimy wilki.-Powiedziałam -Zgadzasz się?
-Może zawołamy kogoś innego?-Powiedziała
-Nie mamy czasu Tak czy nie?
Takira Takamoto?
-Cześć-powiedziałam lekko zaskoczona
-Cześć-odpowiedziała
-Po co przyszłaś?-zapytałam
-Eee. Trochę mi się nudzi-Odpowiedziała
-A to nie gadasz z Exscaliburem?
-Nie jest zajęty czymś innym- Odpowiedziała
-Chcesz się przejść?-Zapytałam, a ona pokiwa łbem na zgodę-A co robi takiego ważnego Exscalibur, że olewa taką piękną wilczycę?
-Nie wiem-Odpowiedziałam i dodała-Szkoda że nie jesteście już razem.-Popatrzyłam na nią z zapytaniem-No Ty i Mastel.
-Aa. Nie będę mieć już takiego zaufania do chłopaków jak kiedyś ale Ja się zbytnio pospieszyłam. Z tego i tak nic nie mogło wyjść-Przyznałam-Ale dość o mnie opowiadaj jak tam u was.
I tak nam zleciała ta rozmowa że aż nie zauważyłyśmy ile przeszliśmy. Otrząsnęłyśmy się dopiero po usłyszeniu odgłosów. Dochodziłyśmy do drogi Ludzi! Słyszałam Baty. I wszystko by było dobrze jakbym nie usłyszałam wycia wilka.
-Musimy zobaczyć co się dzieje-Powiedziała Taki i pobiegła do przodu a ja za nią. Po kilku minutach ujrzałyśmy wilki przypięte do ciężkiego wagonu i go ciągnęły.
-Musimy coś zrobić-Powiedziałam-i chyba wiem co
Wróciłyśmy kilka metrów w głąb lasu i zaczęłam przekazywać mój plan działania
-Zaciągniemy się tam. Jesteśmy silniejsze wiec zawsze będziemy mogły uciec. I w dobrym momencie uwolnimy wilki.-Powiedziałam -Zgadzasz się?
-Może zawołamy kogoś innego?-Powiedziała
-Nie mamy czasu Tak czy nie?
Takira Takamoto?
Od Szeptu do Frosty Hunter
Pewnego słonecznego dnia, spacerowałem sobie po lesie w poszukiwaniu kolejnego strasznego miejsca by się zatrzymać, odpocząć, napić i coś upolować. Ten dzień był dla mnie na prawdę ciężki. Długi czas musiałem uciekać od kłusowników którzy chcieli mnie zabić dla futra.
Po długim czasie poszukiwań doszedłem do przerażającego kurhanu w lesie, był po prostu przepiękny, taki jaki lubię. Kurhan wznosił się ok 1m nad ziemię, jego ściany były pokryte mchem a ze środka dochodziły przerażające dźwięki. Zaraz obok była bardzo szeroka rzeka. Podszedłem do niej by się napoić. Z drugiej strony brzegu dostrzegłem wielkiego jelenia, mój instynkt wziął górę. Rozejrzałem się dookoła, dostrzegłem przewrócone drzewo. Użyłem mojej mocy "Ciche łowy" i zacząłem się skradać, kiedy byłem na prawdę blisko skoczyłem i zwinnym chwytem złapałem za jego zad. Zdobycz się przewróciła, bez zastanowienia przegryzłem tętnice, krew zaczęła lecieć na prawo i lewo a moja kolacja powoli konała a ja podniosłem łeb by się rozejrzeć czy nikt czasem nie zechce mi jej ukraść. Dokoła była głucha cisza.
Dumny postanowiłem przenieść moje jedzenie do tymczasowego schronienia. Kiedy już się udało położyłem się i wziąłem się za jedzenie. Po obwitym posiłku poszedłem spać.
Tej nocy jak każdej dokuczały mi koszmary... Po raz kolejny śniła mi się matka, mówiąca, że jest ze mnie dumna, zaraz potem znikała i pojawiał się obraz mojego martwego ojca.
Wstałem o świcie, zjadłem resztę jelenia i wędrowałem dalej. Im głębiej lasu byłem tym bardziej się bałem, ten las był inny niż te które znam. Było tu czuć woń śmierci. Ale starałem się nie zatrzymywać, ale doszedłem do bardzo ciekawego miejsca. Było to puste koryto rzeki a w nim był uwięziony w sidłach Frosty Hunter. Bez chwili namysłu wskoczyłem do niego.
-Co się stało?- zapytałem.
Wtedy opowiedział jak tu się znalazła.
Frosty Hunter?
Od Excalibura
Ukryłem się w krzakach i cierpliwie czekałem aż od stata odłączy się młody jeleń, połowe dnia poświęciłem na tropienie tej zwierzyny i nie zamierzam teraz odpuścić. Ale jak na moje nieszczęście samiec dołączył do pasących się łań, mògłbym go zaatakować ale obiawiałem się że wystraszone samice mogą zostawić lub zgubić swoje maleństwa. Owszem jestem drapieżnikiem i żywię się mięsem, ale mam też swoje zasady nidy nie poluję na zwierzęta ciężarne lub z młodymi. Jeleń odwròcił się zadkiem do stada i ruszył w moim kierunku, nadstawiłem uszy i napiąłem mięśnie, nie mogę zmarnować takiej okazji. W jednej chwili zwierz zatrzymał się, obwąchał teren, obròcił się i popędził w drugą stronę.
- Na światłość! Czyżby mnie skubany wyczuł? - Warknąłem do siebie i pobiegłem za jeleniem. Nie wiem jak on to zrobił, ale się doigra zwierz, zapowiada się ciekawe polowanie. Biegłem ile sił w łapach, ale dzielący nas dystans wcale się nie zmniejszał wręcz przeciwnie, zwiększał się.
~ No dalej, czyżby tylko na tyle mnie stać? - Ponagliłem się w myślach i zmusiłem się do jeszcze szybszego biegu, hah... Nigdy nie byłem szybki, chociaż bardzo się starałem, jestem niesamowicie silny ale moje mięśnie nie nadają się do takich szybkości. Czasem chciałbym się pozbyć swojego umięśnienia i być smukły i szybki... Dość tych bzdur! Jestem rycerzem a nie zwiadowcą! Mam być silny i wytrwały a nie szybki i kruchy!
- Haha, jam jest cny Excalibur i nie pozwolę by jakiś jelonek mi uciekł. - Warknąłem a na moim pysku pojawił się uśmiech pełny determinacji. Zamknąłem oczy ( tak wiem bieganie z zamkniętymi oczami to zły pomysł, ale musiałem to zrobić ) i skupiłem się na poszukiwaniu duszy zmarłego wilka. Po chwili znalazłem jedną idealną, należała do łowcy zwanego Xerxes, przywołałem go. Otworzylem oczy a obok mnie zmaterializował się jasno błękitny duch.
- Witaj zmarły wojowniku... - Urwałem bo uderzyłem głową w drzewo. Impent z jakim wpadłem na biedną roślinę spowodowal że pękła niczym sucha gałązka.
- Nooo... To żeś się popisał chłopie. Haha.. - Zaśmiał się Xerxes. Powoli wstałem a w głowie kręciło mi się tak że ledwo stałem na łapach.
- Zawrzyj gębe... - Sapnąłem i potrząsnąłem łbem. - Wezwałem cię byś mnie słuchał... A teraz Łowco Xerxes'ie udowodnij mi żeś godzien jesteś swego miana i dorwij tamtego jelenia.
Błękitny duch dumnie się wyprostował, pokiwał głową i pomknął w głąb puszczy.
- Niech to otchłań... Gdzie ja jestem? - Mruknąłem i obejrzałem się dookoła, wszystko spowijała gęsta mleczna młga zaś drzewa, ktòre mogłem ujrzeć były hebanowe*(czarne), do moich uszu dochodził też delikatny szum wody. Obròciłem łeb w lewo i zderzyłem się nosem z wielkim czarnym pytonem, ktòry zwiasał z gałęzi. Natychmiastowo po moim ciele rozlała się fala bòlu tak mocnego że nie mogłem ustać na łapach i runąłem na ziemie.
- No, no a ktòż to odwiedził nasssssssssz lasssss.... - Zasyczał wąż i spełzł z drzewa. - Ssssskoro już sssssię sssspotkaliśmy to pozwolę ci ssssię przedssssstawić.
Po tych słowach bòl ustąpił, a ja zerwałem się na nogi ja oparzony, nastroszyłem sierść i obrażyłem kły. Czułem od tego paskudztwa niewyobrażalną siłe, musiałem być gotowy do ucieczki w każdej chwili. Walka z moimi mocami nie wchodziła w grę w takim miejscu, dusze żyjące tutaj są spaczone i pozbawione jakiej kolwiek nadzieji przyzwanie jednej a co gorsze zaczerpnięcie marzeń pewnie by mnie zabiło.
- Zwę się Excalibur, a ty pomocie czym jesteście odpowiadajcie w tej chwili!
- Ooo... Trafił nam ssssię rycerzyk! Haha! Jak wsssspaniale!
- Imię pomiocie! - Warknąłem i skuliłem uszy.
- Nie mam imienia, mòj ty rycerzyku. Dobrze mòwisssssz jesssstem pomiotem sssssamego pana podziemi.
Prychnąłem i powoli zacząłem się wycofywać.
- A dokąd to mòj rycerzu na białym rumaku?! - Zaśmiał się ogromny pyton i końcem ogona złapał mnie za przednią łape. - Ooo... massssz ssssilne kośśśści to wsssspaniale! Pozwolissssz że ssssspełnie twoje marzenie.
- Nie chcę nic od ciebie ty czarci synu. - Rzuciłem i splunąłem na węża.
- Ty niewdzięczniku, to nie było pytanie! - Wrzasnął pomiot i mocniej ścisnął moją łape. - Przyjmij mòj podarunek, jesssscze do nassss wròcissssz.
Po tych słowach pyton przyciągnął mnie do siebie i zatopił swoje kły w mojej szyi, zaskomlałem z bòlu i powoli osunąłem się na ziemie.
- Panie Excaliburze! - Ryknął Xerxes, ktòry wyłonił się zza drzew. Moje powieki stawały się coraz cięższe, ledwo widziałem błękitną poswiatę bijącą od niego.
- Xerxes... - Szepnąłem i powoli zamknąłem oczy, ostatnim co widziałem był duch łowcy skaczącego na bestie. Potem zamknąłem oczg i nie wiem co się działo oraz ile spałem, ocknąłem się po kilku godzinach tak sądze... Leżałem na polanie, na ktòrej pasły się łanie. Potrząsnąłem łbem i powoli wstałem, poczułem lekkie szczypanie po prawej stronie szyji, chwilę do mnie dochodziło to co się stało. Polowanie, przywołanie łowcy, zderzenie z drzewem, rozmowa z wężem, jego atak i skok Xerxesa... Właśnie Xerxes! Czysta dusza wojownika! Nie odwołałem jej! Jeśli tego nie zrobie stanie się spaczyony jak tamte dusze, powoli ruszyłem przed siebie, chciałem biec ale nie miałem na to sił. Szedłem zamyślony z łbem przy ziemi, nagle wpadłem na coś miękkiego. Podniosłem głowe i ujrzałem czarno-czerwoną wadere, te kolory.... Były takie same jak u tamtego węża. Skuliłem uszy i cofnąłem się kilka krokòw.
- Wybacz mi, nie zauważyłem cię.... - Szepnąłem.
Takira?
- Na światłość! Czyżby mnie skubany wyczuł? - Warknąłem do siebie i pobiegłem za jeleniem. Nie wiem jak on to zrobił, ale się doigra zwierz, zapowiada się ciekawe polowanie. Biegłem ile sił w łapach, ale dzielący nas dystans wcale się nie zmniejszał wręcz przeciwnie, zwiększał się.
~ No dalej, czyżby tylko na tyle mnie stać? - Ponagliłem się w myślach i zmusiłem się do jeszcze szybszego biegu, hah... Nigdy nie byłem szybki, chociaż bardzo się starałem, jestem niesamowicie silny ale moje mięśnie nie nadają się do takich szybkości. Czasem chciałbym się pozbyć swojego umięśnienia i być smukły i szybki... Dość tych bzdur! Jestem rycerzem a nie zwiadowcą! Mam być silny i wytrwały a nie szybki i kruchy!
- Haha, jam jest cny Excalibur i nie pozwolę by jakiś jelonek mi uciekł. - Warknąłem a na moim pysku pojawił się uśmiech pełny determinacji. Zamknąłem oczy ( tak wiem bieganie z zamkniętymi oczami to zły pomysł, ale musiałem to zrobić ) i skupiłem się na poszukiwaniu duszy zmarłego wilka. Po chwili znalazłem jedną idealną, należała do łowcy zwanego Xerxes, przywołałem go. Otworzylem oczy a obok mnie zmaterializował się jasno błękitny duch.
- Witaj zmarły wojowniku... - Urwałem bo uderzyłem głową w drzewo. Impent z jakim wpadłem na biedną roślinę spowodowal że pękła niczym sucha gałązka.
- Nooo... To żeś się popisał chłopie. Haha.. - Zaśmiał się Xerxes. Powoli wstałem a w głowie kręciło mi się tak że ledwo stałem na łapach.
- Zawrzyj gębe... - Sapnąłem i potrząsnąłem łbem. - Wezwałem cię byś mnie słuchał... A teraz Łowco Xerxes'ie udowodnij mi żeś godzien jesteś swego miana i dorwij tamtego jelenia.
Błękitny duch dumnie się wyprostował, pokiwał głową i pomknął w głąb puszczy.
- Niech to otchłań... Gdzie ja jestem? - Mruknąłem i obejrzałem się dookoła, wszystko spowijała gęsta mleczna młga zaś drzewa, ktòre mogłem ujrzeć były hebanowe*(czarne), do moich uszu dochodził też delikatny szum wody. Obròciłem łeb w lewo i zderzyłem się nosem z wielkim czarnym pytonem, ktòry zwiasał z gałęzi. Natychmiastowo po moim ciele rozlała się fala bòlu tak mocnego że nie mogłem ustać na łapach i runąłem na ziemie.
- No, no a ktòż to odwiedził nasssssssssz lasssss.... - Zasyczał wąż i spełzł z drzewa. - Ssssskoro już sssssię sssspotkaliśmy to pozwolę ci ssssię przedssssstawić.
Po tych słowach bòl ustąpił, a ja zerwałem się na nogi ja oparzony, nastroszyłem sierść i obrażyłem kły. Czułem od tego paskudztwa niewyobrażalną siłe, musiałem być gotowy do ucieczki w każdej chwili. Walka z moimi mocami nie wchodziła w grę w takim miejscu, dusze żyjące tutaj są spaczone i pozbawione jakiej kolwiek nadzieji przyzwanie jednej a co gorsze zaczerpnięcie marzeń pewnie by mnie zabiło.
- Zwę się Excalibur, a ty pomocie czym jesteście odpowiadajcie w tej chwili!
- Ooo... Trafił nam ssssię rycerzyk! Haha! Jak wsssspaniale!
- Imię pomiocie! - Warknąłem i skuliłem uszy.
- Nie mam imienia, mòj ty rycerzyku. Dobrze mòwisssssz jesssstem pomiotem sssssamego pana podziemi.
Prychnąłem i powoli zacząłem się wycofywać.
- A dokąd to mòj rycerzu na białym rumaku?! - Zaśmiał się ogromny pyton i końcem ogona złapał mnie za przednią łape. - Ooo... massssz ssssilne kośśśści to wsssspaniale! Pozwolissssz że ssssspełnie twoje marzenie.
- Nie chcę nic od ciebie ty czarci synu. - Rzuciłem i splunąłem na węża.
- Ty niewdzięczniku, to nie było pytanie! - Wrzasnął pomiot i mocniej ścisnął moją łape. - Przyjmij mòj podarunek, jesssscze do nassss wròcissssz.
Po tych słowach pyton przyciągnął mnie do siebie i zatopił swoje kły w mojej szyi, zaskomlałem z bòlu i powoli osunąłem się na ziemie.
- Panie Excaliburze! - Ryknął Xerxes, ktòry wyłonił się zza drzew. Moje powieki stawały się coraz cięższe, ledwo widziałem błękitną poswiatę bijącą od niego.
- Xerxes... - Szepnąłem i powoli zamknąłem oczy, ostatnim co widziałem był duch łowcy skaczącego na bestie. Potem zamknąłem oczg i nie wiem co się działo oraz ile spałem, ocknąłem się po kilku godzinach tak sądze... Leżałem na polanie, na ktòrej pasły się łanie. Potrząsnąłem łbem i powoli wstałem, poczułem lekkie szczypanie po prawej stronie szyji, chwilę do mnie dochodziło to co się stało. Polowanie, przywołanie łowcy, zderzenie z drzewem, rozmowa z wężem, jego atak i skok Xerxesa... Właśnie Xerxes! Czysta dusza wojownika! Nie odwołałem jej! Jeśli tego nie zrobie stanie się spaczyony jak tamte dusze, powoli ruszyłem przed siebie, chciałem biec ale nie miałem na to sił. Szedłem zamyślony z łbem przy ziemi, nagle wpadłem na coś miękkiego. Podniosłem głowe i ujrzałem czarno-czerwoną wadere, te kolory.... Były takie same jak u tamtego węża. Skuliłem uszy i cofnąłem się kilka krokòw.
- Wybacz mi, nie zauważyłem cię.... - Szepnąłem.
Takira?
Od Lucy do Excalibura
Dzisiaj było gorąco, a ja akurat przechodziłam niedaleko Wielkiego jeziora. Postanowiłam, że skoro już tutaj jestem to pójdę tam i napiję się wody.
A więc skierowałam się w kierunku jeziora. Nie minęło pięć minut, jak już byłam na miejscu. Powoli podeszłam do brzegu, a wtedy pod taflą wody zobaczyłam basiora. To mnie trochę rozśmieszyło. Po chwili wypłynął na powierzchnie i nie co zdziwił się na mój widok.
Miał dosyć grube futro w odcieniach brązu i bieli.
- Cześć. - powiedziałam do niego, ale po chwili nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. - Czy to ty jesteś tym nowym wilkiem, który ostatnio doszedł do watahy?
- Tak, a co? - odpowiedział nie pewnie.
- Nie, nic. Jestem Lucy. A ty?
- Excalibur. - powiedział wychodząc na brzeg i energicznie otrzepując się z wody.
Excalibur?
A więc skierowałam się w kierunku jeziora. Nie minęło pięć minut, jak już byłam na miejscu. Powoli podeszłam do brzegu, a wtedy pod taflą wody zobaczyłam basiora. To mnie trochę rozśmieszyło. Po chwili wypłynął na powierzchnie i nie co zdziwił się na mój widok.
Miał dosyć grube futro w odcieniach brązu i bieli.
- Cześć. - powiedziałam do niego, ale po chwili nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. - Czy to ty jesteś tym nowym wilkiem, który ostatnio doszedł do watahy?
- Tak, a co? - odpowiedział nie pewnie.
- Nie, nic. Jestem Lucy. A ty?
- Excalibur. - powiedział wychodząc na brzeg i energicznie otrzepując się z wody.
Excalibur?
Od Mastela do Lucy
- Mastel? - spytała przymrużając oczy.
- Tak? - zapytałem. - Czy coś się stało?
- Słabo mi się ro... - powiedziała mdlejąc.
- Jezu, Talia, nie mdlej, proszę. - modliłem się
Strasznie się o nią bałem. Stałem przed wejściem do jej jaskini. Cora nie poznawała mnie i chciała mnie zaatakować. Przedarłem się lecz przez nią i zaniosłem Talię do jej jaskini. Ułożyłem ją koło największego wodospadu, gdzie miała wyrobione legowisko. Poszłem po wodę do pustej butelki, która leżała obok legowiska. Nalałem wody do butelki. Przemyłem jej ranę oraz ochlapałem pysk. Otworzyła powoli oczy.
- Mastel... Ty masz... Ranę na... Czole... - wypowiedziała te słowa z trudem.
- To nic. - odrzekłem
Myślałem, że to nic niewielkiego. Podeszłem pod kałuże, spojrzałem i... zemdlałem. Cora roźcięła mi połowę czoła. Obudziłem się, nademną stała Bella, opatrując moją ranę.
- Co z Talią?! - spytałem zaniepokojony. - Muszę do niej iść!
- Spokojnie, Talia już się obudziła i z nią lepiej.
Lucy?
- Tak? - zapytałem. - Czy coś się stało?
- Słabo mi się ro... - powiedziała mdlejąc.
- Jezu, Talia, nie mdlej, proszę. - modliłem się
Strasznie się o nią bałem. Stałem przed wejściem do jej jaskini. Cora nie poznawała mnie i chciała mnie zaatakować. Przedarłem się lecz przez nią i zaniosłem Talię do jej jaskini. Ułożyłem ją koło największego wodospadu, gdzie miała wyrobione legowisko. Poszłem po wodę do pustej butelki, która leżała obok legowiska. Nalałem wody do butelki. Przemyłem jej ranę oraz ochlapałem pysk. Otworzyła powoli oczy.
- Mastel... Ty masz... Ranę na... Czole... - wypowiedziała te słowa z trudem.
- To nic. - odrzekłem
Myślałem, że to nic niewielkiego. Podeszłem pod kałuże, spojrzałem i... zemdlałem. Cora roźcięła mi połowę czoła. Obudziłem się, nademną stała Bella, opatrując moją ranę.
- Co z Talią?! - spytałem zaniepokojony. - Muszę do niej iść!
- Spokojnie, Talia już się obudziła i z nią lepiej.
Lucy?
Subskrybuj:
Posty (Atom)