Ukryłem się w krzakach i cierpliwie czekałem aż od stata odłączy się młody jeleń, połowe dnia poświęciłem na tropienie tej zwierzyny i nie zamierzam teraz odpuścić. Ale jak na moje nieszczęście samiec dołączył do pasących się łań, mògłbym go zaatakować ale obiawiałem się że wystraszone samice mogą zostawić lub zgubić swoje maleństwa. Owszem jestem drapieżnikiem i żywię się mięsem, ale mam też swoje zasady nidy nie poluję na zwierzęta ciężarne lub z młodymi. Jeleń odwròcił się zadkiem do stada i ruszył w moim kierunku, nadstawiłem uszy i napiąłem mięśnie, nie mogę zmarnować takiej okazji. W jednej chwili zwierz zatrzymał się, obwąchał teren, obròcił się i popędził w drugą stronę.
- Na światłość! Czyżby mnie skubany wyczuł? - Warknąłem do siebie i pobiegłem za jeleniem. Nie wiem jak on to zrobił, ale się doigra zwierz, zapowiada się ciekawe polowanie. Biegłem ile sił w łapach, ale dzielący nas dystans wcale się nie zmniejszał wręcz przeciwnie, zwiększał się.
~ No dalej, czyżby tylko na tyle mnie stać? - Ponagliłem się w myślach i zmusiłem się do jeszcze szybszego biegu, hah... Nigdy nie byłem szybki, chociaż bardzo się starałem, jestem niesamowicie silny ale moje mięśnie nie nadają się do takich szybkości. Czasem chciałbym się pozbyć swojego umięśnienia i być smukły i szybki... Dość tych bzdur! Jestem rycerzem a nie zwiadowcą! Mam być silny i wytrwały a nie szybki i kruchy!
- Haha, jam jest cny Excalibur i nie pozwolę by jakiś jelonek mi uciekł. - Warknąłem a na moim pysku pojawił się uśmiech pełny determinacji. Zamknąłem oczy ( tak wiem bieganie z zamkniętymi oczami to zły pomysł, ale musiałem to zrobić ) i skupiłem się na poszukiwaniu duszy zmarłego wilka. Po chwili znalazłem jedną idealną, należała do łowcy zwanego Xerxes, przywołałem go. Otworzylem oczy a obok mnie zmaterializował się jasno błękitny duch.
- Witaj zmarły wojowniku... - Urwałem bo uderzyłem głową w drzewo. Impent z jakim wpadłem na biedną roślinę spowodowal że pękła niczym sucha gałązka.
- Nooo... To żeś się popisał chłopie. Haha.. - Zaśmiał się Xerxes. Powoli wstałem a w głowie kręciło mi się tak że ledwo stałem na łapach.
- Zawrzyj gębe... - Sapnąłem i potrząsnąłem łbem. - Wezwałem cię byś mnie słuchał... A teraz Łowco Xerxes'ie udowodnij mi żeś godzien jesteś swego miana i dorwij tamtego jelenia.
Błękitny duch dumnie się wyprostował, pokiwał głową i pomknął w głąb puszczy.
- Niech to otchłań... Gdzie ja jestem? - Mruknąłem i obejrzałem się dookoła, wszystko spowijała gęsta mleczna młga zaś drzewa, ktòre mogłem ujrzeć były hebanowe*(czarne), do moich uszu dochodził też delikatny szum wody. Obròciłem łeb w lewo i zderzyłem się nosem z wielkim czarnym pytonem, ktòry zwiasał z gałęzi. Natychmiastowo po moim ciele rozlała się fala bòlu tak mocnego że nie mogłem ustać na łapach i runąłem na ziemie.
- No, no a ktòż to odwiedził nasssssssssz lasssss.... - Zasyczał wąż i spełzł z drzewa. - Ssssskoro już sssssię sssspotkaliśmy to pozwolę ci ssssię przedssssstawić.
Po tych słowach bòl ustąpił, a ja zerwałem się na nogi ja oparzony, nastroszyłem sierść i obrażyłem kły. Czułem od tego paskudztwa niewyobrażalną siłe, musiałem być gotowy do ucieczki w każdej chwili. Walka z moimi mocami nie wchodziła w grę w takim miejscu, dusze żyjące tutaj są spaczone i pozbawione jakiej kolwiek nadzieji przyzwanie jednej a co gorsze zaczerpnięcie marzeń pewnie by mnie zabiło.
- Zwę się Excalibur, a ty pomocie czym jesteście odpowiadajcie w tej chwili!
- Ooo... Trafił nam ssssię rycerzyk! Haha! Jak wsssspaniale!
- Imię pomiocie! - Warknąłem i skuliłem uszy.
- Nie mam imienia, mòj ty rycerzyku. Dobrze mòwisssssz jesssstem pomiotem sssssamego pana podziemi.
Prychnąłem i powoli zacząłem się wycofywać.
- A dokąd to mòj rycerzu na białym rumaku?! - Zaśmiał się ogromny pyton i końcem ogona złapał mnie za przednią łape. - Ooo... massssz ssssilne kośśśści to wsssspaniale! Pozwolissssz że ssssspełnie twoje marzenie.
- Nie chcę nic od ciebie ty czarci synu. - Rzuciłem i splunąłem na węża.
- Ty niewdzięczniku, to nie było pytanie! - Wrzasnął pomiot i mocniej ścisnął moją łape. - Przyjmij mòj podarunek, jesssscze do nassss wròcissssz.
Po tych słowach pyton przyciągnął mnie do siebie i zatopił swoje kły w mojej szyi, zaskomlałem z bòlu i powoli osunąłem się na ziemie.
- Panie Excaliburze! - Ryknął Xerxes, ktòry wyłonił się zza drzew. Moje powieki stawały się coraz cięższe, ledwo widziałem błękitną poswiatę bijącą od niego.
- Xerxes... - Szepnąłem i powoli zamknąłem oczy, ostatnim co widziałem był duch łowcy skaczącego na bestie. Potem zamknąłem oczg i nie wiem co się działo oraz ile spałem, ocknąłem się po kilku godzinach tak sądze... Leżałem na polanie, na ktòrej pasły się łanie. Potrząsnąłem łbem i powoli wstałem, poczułem lekkie szczypanie po prawej stronie szyji, chwilę do mnie dochodziło to co się stało. Polowanie, przywołanie łowcy, zderzenie z drzewem, rozmowa z wężem, jego atak i skok Xerxesa... Właśnie Xerxes! Czysta dusza wojownika! Nie odwołałem jej! Jeśli tego nie zrobie stanie się spaczyony jak tamte dusze, powoli ruszyłem przed siebie, chciałem biec ale nie miałem na to sił. Szedłem zamyślony z łbem przy ziemi, nagle wpadłem na coś miękkiego. Podniosłem głowe i ujrzałem czarno-czerwoną wadere, te kolory.... Były takie same jak u tamtego węża. Skuliłem uszy i cofnąłem się kilka krokòw.
- Wybacz mi, nie zauważyłem cię.... - Szepnąłem.
Takira?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz