- Mastel? - spytała przymrużając oczy.
- Tak? - zapytałem. - Czy coś się stało?
- Słabo mi się ro... - powiedziała mdlejąc.
- Jezu, Talia, nie mdlej, proszę. - modliłem się
Strasznie się o nią bałem. Stałem przed wejściem do jej jaskini. Cora nie poznawała mnie i chciała mnie zaatakować. Przedarłem się lecz przez nią i zaniosłem Talię do jej jaskini. Ułożyłem ją koło największego wodospadu, gdzie miała wyrobione legowisko. Poszłem po wodę do pustej butelki, która leżała obok legowiska. Nalałem wody do butelki. Przemyłem jej ranę oraz ochlapałem pysk. Otworzyła powoli oczy.
- Mastel... Ty masz... Ranę na... Czole... - wypowiedziała te słowa z trudem.
- To nic. - odrzekłem
Myślałem, że to nic niewielkiego. Podeszłem pod kałuże, spojrzałem i... zemdlałem. Cora roźcięła mi połowę czoła. Obudziłem się, nademną stała Bella, opatrując moją ranę.
- Co z Talią?! - spytałem zaniepokojony. - Muszę do niej iść!
- Spokojnie, Talia już się obudziła i z nią lepiej.
Lucy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz