Tablica Ogłoszeń
* WITAJ W WATASZY SAMOTNEGO WILKA!!!
**Nasze wilki:
*Wadery -- 12
*Basiory -- 9
*Razem Mamy 21 Członków Watahy
**Nowe informacje :
* Nowość i zmiana w regulaminie (proszę sprawdzić)
*Aktualizacja bloga
*Mikołaj za niedługo :)
*Zakładamy anonimowego facebok'a
*Zapraszam do gry z nami
** Kontakt z nami:
wataha.samotnego.wilka@wp.pl
gibikot9@gmail.com
**Nasze wilki:
*Wadery -- 12
*Basiory -- 9
*Razem Mamy 21 Członków Watahy
**Nowe informacje :
* Nowość i zmiana w regulaminie (proszę sprawdzić)
*Aktualizacja bloga
*Mikołaj za niedługo :)
*Zakładamy anonimowego facebok'a
*Zapraszam do gry z nami
** Kontakt z nami:
wataha.samotnego.wilka@wp.pl
gibikot9@gmail.com
poniedziałek, 4 lipca 2016
Od Tikary do Excalibura
- Wybacz mi, nie zauważyłem Cię... - powiedział szeptem. To był on. Excalibur - basior z zamku.
- Nic się nie stało. O Boże! Co Ci się stało?! - Zapytałam przerażona jego wyglądem. - Chodź. Wejdź mi na plecy.
- Dojdę sam... - Powiedział ledwie słyszalnym szeptem. - Dam radę...
- Nie. Wskakuj. Nie dasz rady. Już teraz wyglądasz marnie. - Nalegałam. Nie chciałam, żeby coś mu się stało. Po chwili trzymał się już na moim czerwonym grzbiecie. - Uważaj, bo będę biec bardzo szybko. Jeśli będzie Cię coś boleć to mów, OK?
- Okey. - Mówił coraz ciszej. Zaczęłam biec. Excalibur nawet nie jęknął, chociaż wiedziałam, że bardzo go to boli. ,,Trzymaj się. Musisz wytrzymać. Zrób to dla mnie!". Gdy po chwili dobiegłam do Wielkiego Jeziora delikatnie zdjęłam go z grzbietu i położyłam na skale jak najbliżej wody. Ochlapałam trochę Excalibura, aby się ocknął. Chwilę później wstał powoli i potrząsnął łbem.
- Już lepiej? – Spytałam zmartwiona.
- Tak… Trochę lepiej, ale dalej boli mnie głowa… I szyja. – Odpowiedział.
- Pokaż szyję. – Poprosiłam go. Pokazał. Miał paskudne ślady kłów. – Co Cię ugryzło?
- Jakiś czarno – czerwony wąż.
- Czarno – czerwony? Powiedział jak ma na imię? – Zadałam mu dwa pytania na raz.
- Nie. Mówił tylko, że jest pomiotem samego Pana Podziemi.
- Wiem, który to wąż. To Raxys. Jeden z najgroźniejszych węży należących do Pana Podziemi.
- Właśnie podziemia!!! – Krzyknął przerażony.
- Co się stało? – Zapytałam równie przerażona jak on.
- Nie odwołałem duszy Xerxesa, którego wezwałem. Muszę to zrobić przed zachodem Słońca inaczej zostanie spaczony.
- Spaczony?
- Później Ci to wyjaśnię. Pomóż mi go znaleźć.
- OK. Ale najpierw wyleczę to ranę. – Powiedziałam. Przyłożyłam łapę do ugryzienia, a on syknął z bólu. Rozbłysło jasne światło i rana zniknęła. – Wskakuj na moje plecy. – Powiedziałam, gdy wyleczyłam ranę.
- Dam radę sam. – Powiedział stanowczo i zaczęliśmy biec. To co się później stało miało na zawsze zmienić nasze życie…
Excalibur?
niedziela, 3 lipca 2016
sobota, 2 lipca 2016
piątek, 1 lipca 2016
Od Talii do TakiraTakamoto
Pływałam sobie w jeziorze Złota, aż nagle ujrzałam że ktoś stoi na brzegu. Wynurzyłam się. To była Takira.
-Cześć-powiedziałam lekko zaskoczona
-Cześć-odpowiedziała
-Po co przyszłaś?-zapytałam
-Eee. Trochę mi się nudzi-Odpowiedziała
-A to nie gadasz z Exscaliburem?
-Nie jest zajęty czymś innym- Odpowiedziała
-Chcesz się przejść?-Zapytałam, a ona pokiwa łbem na zgodę-A co robi takiego ważnego Exscalibur, że olewa taką piękną wilczycę?
-Nie wiem-Odpowiedziałam i dodała-Szkoda że nie jesteście już razem.-Popatrzyłam na nią z zapytaniem-No Ty i Mastel.
-Aa. Nie będę mieć już takiego zaufania do chłopaków jak kiedyś ale Ja się zbytnio pospieszyłam. Z tego i tak nic nie mogło wyjść-Przyznałam-Ale dość o mnie opowiadaj jak tam u was.
I tak nam zleciała ta rozmowa że aż nie zauważyłyśmy ile przeszliśmy. Otrząsnęłyśmy się dopiero po usłyszeniu odgłosów. Dochodziłyśmy do drogi Ludzi! Słyszałam Baty. I wszystko by było dobrze jakbym nie usłyszałam wycia wilka.
-Musimy zobaczyć co się dzieje-Powiedziała Taki i pobiegła do przodu a ja za nią. Po kilku minutach ujrzałyśmy wilki przypięte do ciężkiego wagonu i go ciągnęły.
-Musimy coś zrobić-Powiedziałam-i chyba wiem co
Wróciłyśmy kilka metrów w głąb lasu i zaczęłam przekazywać mój plan działania
-Zaciągniemy się tam. Jesteśmy silniejsze wiec zawsze będziemy mogły uciec. I w dobrym momencie uwolnimy wilki.-Powiedziałam -Zgadzasz się?
-Może zawołamy kogoś innego?-Powiedziała
-Nie mamy czasu Tak czy nie?
Takira Takamoto?
-Cześć-powiedziałam lekko zaskoczona
-Cześć-odpowiedziała
-Po co przyszłaś?-zapytałam
-Eee. Trochę mi się nudzi-Odpowiedziała
-A to nie gadasz z Exscaliburem?
-Nie jest zajęty czymś innym- Odpowiedziała
-Chcesz się przejść?-Zapytałam, a ona pokiwa łbem na zgodę-A co robi takiego ważnego Exscalibur, że olewa taką piękną wilczycę?
-Nie wiem-Odpowiedziałam i dodała-Szkoda że nie jesteście już razem.-Popatrzyłam na nią z zapytaniem-No Ty i Mastel.
-Aa. Nie będę mieć już takiego zaufania do chłopaków jak kiedyś ale Ja się zbytnio pospieszyłam. Z tego i tak nic nie mogło wyjść-Przyznałam-Ale dość o mnie opowiadaj jak tam u was.
I tak nam zleciała ta rozmowa że aż nie zauważyłyśmy ile przeszliśmy. Otrząsnęłyśmy się dopiero po usłyszeniu odgłosów. Dochodziłyśmy do drogi Ludzi! Słyszałam Baty. I wszystko by było dobrze jakbym nie usłyszałam wycia wilka.
-Musimy zobaczyć co się dzieje-Powiedziała Taki i pobiegła do przodu a ja za nią. Po kilku minutach ujrzałyśmy wilki przypięte do ciężkiego wagonu i go ciągnęły.
-Musimy coś zrobić-Powiedziałam-i chyba wiem co
Wróciłyśmy kilka metrów w głąb lasu i zaczęłam przekazywać mój plan działania
-Zaciągniemy się tam. Jesteśmy silniejsze wiec zawsze będziemy mogły uciec. I w dobrym momencie uwolnimy wilki.-Powiedziałam -Zgadzasz się?
-Może zawołamy kogoś innego?-Powiedziała
-Nie mamy czasu Tak czy nie?
Takira Takamoto?
Od Szeptu do Frosty Hunter
Pewnego słonecznego dnia, spacerowałem sobie po lesie w poszukiwaniu kolejnego strasznego miejsca by się zatrzymać, odpocząć, napić i coś upolować. Ten dzień był dla mnie na prawdę ciężki. Długi czas musiałem uciekać od kłusowników którzy chcieli mnie zabić dla futra.
Po długim czasie poszukiwań doszedłem do przerażającego kurhanu w lesie, był po prostu przepiękny, taki jaki lubię. Kurhan wznosił się ok 1m nad ziemię, jego ściany były pokryte mchem a ze środka dochodziły przerażające dźwięki. Zaraz obok była bardzo szeroka rzeka. Podszedłem do niej by się napoić. Z drugiej strony brzegu dostrzegłem wielkiego jelenia, mój instynkt wziął górę. Rozejrzałem się dookoła, dostrzegłem przewrócone drzewo. Użyłem mojej mocy "Ciche łowy" i zacząłem się skradać, kiedy byłem na prawdę blisko skoczyłem i zwinnym chwytem złapałem za jego zad. Zdobycz się przewróciła, bez zastanowienia przegryzłem tętnice, krew zaczęła lecieć na prawo i lewo a moja kolacja powoli konała a ja podniosłem łeb by się rozejrzeć czy nikt czasem nie zechce mi jej ukraść. Dokoła była głucha cisza.
Dumny postanowiłem przenieść moje jedzenie do tymczasowego schronienia. Kiedy już się udało położyłem się i wziąłem się za jedzenie. Po obwitym posiłku poszedłem spać.
Tej nocy jak każdej dokuczały mi koszmary... Po raz kolejny śniła mi się matka, mówiąca, że jest ze mnie dumna, zaraz potem znikała i pojawiał się obraz mojego martwego ojca.
Wstałem o świcie, zjadłem resztę jelenia i wędrowałem dalej. Im głębiej lasu byłem tym bardziej się bałem, ten las był inny niż te które znam. Było tu czuć woń śmierci. Ale starałem się nie zatrzymywać, ale doszedłem do bardzo ciekawego miejsca. Było to puste koryto rzeki a w nim był uwięziony w sidłach Frosty Hunter. Bez chwili namysłu wskoczyłem do niego.
-Co się stało?- zapytałem.
Wtedy opowiedział jak tu się znalazła.
Frosty Hunter?
Od Excalibura
Ukryłem się w krzakach i cierpliwie czekałem aż od stata odłączy się młody jeleń, połowe dnia poświęciłem na tropienie tej zwierzyny i nie zamierzam teraz odpuścić. Ale jak na moje nieszczęście samiec dołączył do pasących się łań, mògłbym go zaatakować ale obiawiałem się że wystraszone samice mogą zostawić lub zgubić swoje maleństwa. Owszem jestem drapieżnikiem i żywię się mięsem, ale mam też swoje zasady nidy nie poluję na zwierzęta ciężarne lub z młodymi. Jeleń odwròcił się zadkiem do stada i ruszył w moim kierunku, nadstawiłem uszy i napiąłem mięśnie, nie mogę zmarnować takiej okazji. W jednej chwili zwierz zatrzymał się, obwąchał teren, obròcił się i popędził w drugą stronę.
- Na światłość! Czyżby mnie skubany wyczuł? - Warknąłem do siebie i pobiegłem za jeleniem. Nie wiem jak on to zrobił, ale się doigra zwierz, zapowiada się ciekawe polowanie. Biegłem ile sił w łapach, ale dzielący nas dystans wcale się nie zmniejszał wręcz przeciwnie, zwiększał się.
~ No dalej, czyżby tylko na tyle mnie stać? - Ponagliłem się w myślach i zmusiłem się do jeszcze szybszego biegu, hah... Nigdy nie byłem szybki, chociaż bardzo się starałem, jestem niesamowicie silny ale moje mięśnie nie nadają się do takich szybkości. Czasem chciałbym się pozbyć swojego umięśnienia i być smukły i szybki... Dość tych bzdur! Jestem rycerzem a nie zwiadowcą! Mam być silny i wytrwały a nie szybki i kruchy!
- Haha, jam jest cny Excalibur i nie pozwolę by jakiś jelonek mi uciekł. - Warknąłem a na moim pysku pojawił się uśmiech pełny determinacji. Zamknąłem oczy ( tak wiem bieganie z zamkniętymi oczami to zły pomysł, ale musiałem to zrobić ) i skupiłem się na poszukiwaniu duszy zmarłego wilka. Po chwili znalazłem jedną idealną, należała do łowcy zwanego Xerxes, przywołałem go. Otworzylem oczy a obok mnie zmaterializował się jasno błękitny duch.
- Witaj zmarły wojowniku... - Urwałem bo uderzyłem głową w drzewo. Impent z jakim wpadłem na biedną roślinę spowodowal że pękła niczym sucha gałązka.
- Nooo... To żeś się popisał chłopie. Haha.. - Zaśmiał się Xerxes. Powoli wstałem a w głowie kręciło mi się tak że ledwo stałem na łapach.
- Zawrzyj gębe... - Sapnąłem i potrząsnąłem łbem. - Wezwałem cię byś mnie słuchał... A teraz Łowco Xerxes'ie udowodnij mi żeś godzien jesteś swego miana i dorwij tamtego jelenia.
Błękitny duch dumnie się wyprostował, pokiwał głową i pomknął w głąb puszczy.
- Niech to otchłań... Gdzie ja jestem? - Mruknąłem i obejrzałem się dookoła, wszystko spowijała gęsta mleczna młga zaś drzewa, ktòre mogłem ujrzeć były hebanowe*(czarne), do moich uszu dochodził też delikatny szum wody. Obròciłem łeb w lewo i zderzyłem się nosem z wielkim czarnym pytonem, ktòry zwiasał z gałęzi. Natychmiastowo po moim ciele rozlała się fala bòlu tak mocnego że nie mogłem ustać na łapach i runąłem na ziemie.
- No, no a ktòż to odwiedził nasssssssssz lasssss.... - Zasyczał wąż i spełzł z drzewa. - Ssssskoro już sssssię sssspotkaliśmy to pozwolę ci ssssię przedssssstawić.
Po tych słowach bòl ustąpił, a ja zerwałem się na nogi ja oparzony, nastroszyłem sierść i obrażyłem kły. Czułem od tego paskudztwa niewyobrażalną siłe, musiałem być gotowy do ucieczki w każdej chwili. Walka z moimi mocami nie wchodziła w grę w takim miejscu, dusze żyjące tutaj są spaczone i pozbawione jakiej kolwiek nadzieji przyzwanie jednej a co gorsze zaczerpnięcie marzeń pewnie by mnie zabiło.
- Zwę się Excalibur, a ty pomocie czym jesteście odpowiadajcie w tej chwili!
- Ooo... Trafił nam ssssię rycerzyk! Haha! Jak wsssspaniale!
- Imię pomiocie! - Warknąłem i skuliłem uszy.
- Nie mam imienia, mòj ty rycerzyku. Dobrze mòwisssssz jesssstem pomiotem sssssamego pana podziemi.
Prychnąłem i powoli zacząłem się wycofywać.
- A dokąd to mòj rycerzu na białym rumaku?! - Zaśmiał się ogromny pyton i końcem ogona złapał mnie za przednią łape. - Ooo... massssz ssssilne kośśśści to wsssspaniale! Pozwolissssz że ssssspełnie twoje marzenie.
- Nie chcę nic od ciebie ty czarci synu. - Rzuciłem i splunąłem na węża.
- Ty niewdzięczniku, to nie było pytanie! - Wrzasnął pomiot i mocniej ścisnął moją łape. - Przyjmij mòj podarunek, jesssscze do nassss wròcissssz.
Po tych słowach pyton przyciągnął mnie do siebie i zatopił swoje kły w mojej szyi, zaskomlałem z bòlu i powoli osunąłem się na ziemie.
- Panie Excaliburze! - Ryknął Xerxes, ktòry wyłonił się zza drzew. Moje powieki stawały się coraz cięższe, ledwo widziałem błękitną poswiatę bijącą od niego.
- Xerxes... - Szepnąłem i powoli zamknąłem oczy, ostatnim co widziałem był duch łowcy skaczącego na bestie. Potem zamknąłem oczg i nie wiem co się działo oraz ile spałem, ocknąłem się po kilku godzinach tak sądze... Leżałem na polanie, na ktòrej pasły się łanie. Potrząsnąłem łbem i powoli wstałem, poczułem lekkie szczypanie po prawej stronie szyji, chwilę do mnie dochodziło to co się stało. Polowanie, przywołanie łowcy, zderzenie z drzewem, rozmowa z wężem, jego atak i skok Xerxesa... Właśnie Xerxes! Czysta dusza wojownika! Nie odwołałem jej! Jeśli tego nie zrobie stanie się spaczyony jak tamte dusze, powoli ruszyłem przed siebie, chciałem biec ale nie miałem na to sił. Szedłem zamyślony z łbem przy ziemi, nagle wpadłem na coś miękkiego. Podniosłem głowe i ujrzałem czarno-czerwoną wadere, te kolory.... Były takie same jak u tamtego węża. Skuliłem uszy i cofnąłem się kilka krokòw.
- Wybacz mi, nie zauważyłem cię.... - Szepnąłem.
Takira?
- Na światłość! Czyżby mnie skubany wyczuł? - Warknąłem do siebie i pobiegłem za jeleniem. Nie wiem jak on to zrobił, ale się doigra zwierz, zapowiada się ciekawe polowanie. Biegłem ile sił w łapach, ale dzielący nas dystans wcale się nie zmniejszał wręcz przeciwnie, zwiększał się.
~ No dalej, czyżby tylko na tyle mnie stać? - Ponagliłem się w myślach i zmusiłem się do jeszcze szybszego biegu, hah... Nigdy nie byłem szybki, chociaż bardzo się starałem, jestem niesamowicie silny ale moje mięśnie nie nadają się do takich szybkości. Czasem chciałbym się pozbyć swojego umięśnienia i być smukły i szybki... Dość tych bzdur! Jestem rycerzem a nie zwiadowcą! Mam być silny i wytrwały a nie szybki i kruchy!
- Haha, jam jest cny Excalibur i nie pozwolę by jakiś jelonek mi uciekł. - Warknąłem a na moim pysku pojawił się uśmiech pełny determinacji. Zamknąłem oczy ( tak wiem bieganie z zamkniętymi oczami to zły pomysł, ale musiałem to zrobić ) i skupiłem się na poszukiwaniu duszy zmarłego wilka. Po chwili znalazłem jedną idealną, należała do łowcy zwanego Xerxes, przywołałem go. Otworzylem oczy a obok mnie zmaterializował się jasno błękitny duch.
- Witaj zmarły wojowniku... - Urwałem bo uderzyłem głową w drzewo. Impent z jakim wpadłem na biedną roślinę spowodowal że pękła niczym sucha gałązka.
- Nooo... To żeś się popisał chłopie. Haha.. - Zaśmiał się Xerxes. Powoli wstałem a w głowie kręciło mi się tak że ledwo stałem na łapach.
- Zawrzyj gębe... - Sapnąłem i potrząsnąłem łbem. - Wezwałem cię byś mnie słuchał... A teraz Łowco Xerxes'ie udowodnij mi żeś godzien jesteś swego miana i dorwij tamtego jelenia.
Błękitny duch dumnie się wyprostował, pokiwał głową i pomknął w głąb puszczy.
- Niech to otchłań... Gdzie ja jestem? - Mruknąłem i obejrzałem się dookoła, wszystko spowijała gęsta mleczna młga zaś drzewa, ktòre mogłem ujrzeć były hebanowe*(czarne), do moich uszu dochodził też delikatny szum wody. Obròciłem łeb w lewo i zderzyłem się nosem z wielkim czarnym pytonem, ktòry zwiasał z gałęzi. Natychmiastowo po moim ciele rozlała się fala bòlu tak mocnego że nie mogłem ustać na łapach i runąłem na ziemie.
- No, no a ktòż to odwiedził nasssssssssz lasssss.... - Zasyczał wąż i spełzł z drzewa. - Ssssskoro już sssssię sssspotkaliśmy to pozwolę ci ssssię przedssssstawić.
Po tych słowach bòl ustąpił, a ja zerwałem się na nogi ja oparzony, nastroszyłem sierść i obrażyłem kły. Czułem od tego paskudztwa niewyobrażalną siłe, musiałem być gotowy do ucieczki w każdej chwili. Walka z moimi mocami nie wchodziła w grę w takim miejscu, dusze żyjące tutaj są spaczone i pozbawione jakiej kolwiek nadzieji przyzwanie jednej a co gorsze zaczerpnięcie marzeń pewnie by mnie zabiło.
- Zwę się Excalibur, a ty pomocie czym jesteście odpowiadajcie w tej chwili!
- Ooo... Trafił nam ssssię rycerzyk! Haha! Jak wsssspaniale!
- Imię pomiocie! - Warknąłem i skuliłem uszy.
- Nie mam imienia, mòj ty rycerzyku. Dobrze mòwisssssz jesssstem pomiotem sssssamego pana podziemi.
Prychnąłem i powoli zacząłem się wycofywać.
- A dokąd to mòj rycerzu na białym rumaku?! - Zaśmiał się ogromny pyton i końcem ogona złapał mnie za przednią łape. - Ooo... massssz ssssilne kośśśści to wsssspaniale! Pozwolissssz że ssssspełnie twoje marzenie.
- Nie chcę nic od ciebie ty czarci synu. - Rzuciłem i splunąłem na węża.
- Ty niewdzięczniku, to nie było pytanie! - Wrzasnął pomiot i mocniej ścisnął moją łape. - Przyjmij mòj podarunek, jesssscze do nassss wròcissssz.
Po tych słowach pyton przyciągnął mnie do siebie i zatopił swoje kły w mojej szyi, zaskomlałem z bòlu i powoli osunąłem się na ziemie.
- Panie Excaliburze! - Ryknął Xerxes, ktòry wyłonił się zza drzew. Moje powieki stawały się coraz cięższe, ledwo widziałem błękitną poswiatę bijącą od niego.
- Xerxes... - Szepnąłem i powoli zamknąłem oczy, ostatnim co widziałem był duch łowcy skaczącego na bestie. Potem zamknąłem oczg i nie wiem co się działo oraz ile spałem, ocknąłem się po kilku godzinach tak sądze... Leżałem na polanie, na ktòrej pasły się łanie. Potrząsnąłem łbem i powoli wstałem, poczułem lekkie szczypanie po prawej stronie szyji, chwilę do mnie dochodziło to co się stało. Polowanie, przywołanie łowcy, zderzenie z drzewem, rozmowa z wężem, jego atak i skok Xerxesa... Właśnie Xerxes! Czysta dusza wojownika! Nie odwołałem jej! Jeśli tego nie zrobie stanie się spaczyony jak tamte dusze, powoli ruszyłem przed siebie, chciałem biec ale nie miałem na to sił. Szedłem zamyślony z łbem przy ziemi, nagle wpadłem na coś miękkiego. Podniosłem głowe i ujrzałem czarno-czerwoną wadere, te kolory.... Były takie same jak u tamtego węża. Skuliłem uszy i cofnąłem się kilka krokòw.
- Wybacz mi, nie zauważyłem cię.... - Szepnąłem.
Takira?
Od Lucy do Excalibura
Dzisiaj było gorąco, a ja akurat przechodziłam niedaleko Wielkiego jeziora. Postanowiłam, że skoro już tutaj jestem to pójdę tam i napiję się wody.
A więc skierowałam się w kierunku jeziora. Nie minęło pięć minut, jak już byłam na miejscu. Powoli podeszłam do brzegu, a wtedy pod taflą wody zobaczyłam basiora. To mnie trochę rozśmieszyło. Po chwili wypłynął na powierzchnie i nie co zdziwił się na mój widok.
Miał dosyć grube futro w odcieniach brązu i bieli.
- Cześć. - powiedziałam do niego, ale po chwili nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. - Czy to ty jesteś tym nowym wilkiem, który ostatnio doszedł do watahy?
- Tak, a co? - odpowiedział nie pewnie.
- Nie, nic. Jestem Lucy. A ty?
- Excalibur. - powiedział wychodząc na brzeg i energicznie otrzepując się z wody.
Excalibur?
A więc skierowałam się w kierunku jeziora. Nie minęło pięć minut, jak już byłam na miejscu. Powoli podeszłam do brzegu, a wtedy pod taflą wody zobaczyłam basiora. To mnie trochę rozśmieszyło. Po chwili wypłynął na powierzchnie i nie co zdziwił się na mój widok.
Miał dosyć grube futro w odcieniach brązu i bieli.
- Cześć. - powiedziałam do niego, ale po chwili nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. - Czy to ty jesteś tym nowym wilkiem, który ostatnio doszedł do watahy?
- Tak, a co? - odpowiedział nie pewnie.
- Nie, nic. Jestem Lucy. A ty?
- Excalibur. - powiedział wychodząc na brzeg i energicznie otrzepując się z wody.
Excalibur?
Od Mastela do Lucy
- Mastel? - spytała przymrużając oczy.
- Tak? - zapytałem. - Czy coś się stało?
- Słabo mi się ro... - powiedziała mdlejąc.
- Jezu, Talia, nie mdlej, proszę. - modliłem się
Strasznie się o nią bałem. Stałem przed wejściem do jej jaskini. Cora nie poznawała mnie i chciała mnie zaatakować. Przedarłem się lecz przez nią i zaniosłem Talię do jej jaskini. Ułożyłem ją koło największego wodospadu, gdzie miała wyrobione legowisko. Poszłem po wodę do pustej butelki, która leżała obok legowiska. Nalałem wody do butelki. Przemyłem jej ranę oraz ochlapałem pysk. Otworzyła powoli oczy.
- Mastel... Ty masz... Ranę na... Czole... - wypowiedziała te słowa z trudem.
- To nic. - odrzekłem
Myślałem, że to nic niewielkiego. Podeszłem pod kałuże, spojrzałem i... zemdlałem. Cora roźcięła mi połowę czoła. Obudziłem się, nademną stała Bella, opatrując moją ranę.
- Co z Talią?! - spytałem zaniepokojony. - Muszę do niej iść!
- Spokojnie, Talia już się obudziła i z nią lepiej.
Lucy?
- Tak? - zapytałem. - Czy coś się stało?
- Słabo mi się ro... - powiedziała mdlejąc.
- Jezu, Talia, nie mdlej, proszę. - modliłem się
Strasznie się o nią bałem. Stałem przed wejściem do jej jaskini. Cora nie poznawała mnie i chciała mnie zaatakować. Przedarłem się lecz przez nią i zaniosłem Talię do jej jaskini. Ułożyłem ją koło największego wodospadu, gdzie miała wyrobione legowisko. Poszłem po wodę do pustej butelki, która leżała obok legowiska. Nalałem wody do butelki. Przemyłem jej ranę oraz ochlapałem pysk. Otworzyła powoli oczy.
- Mastel... Ty masz... Ranę na... Czole... - wypowiedziała te słowa z trudem.
- To nic. - odrzekłem
Myślałem, że to nic niewielkiego. Podeszłem pod kałuże, spojrzałem i... zemdlałem. Cora roźcięła mi połowę czoła. Obudziłem się, nademną stała Bella, opatrując moją ranę.
- Co z Talią?! - spytałem zaniepokojony. - Muszę do niej iść!
- Spokojnie, Talia już się obudziła i z nią lepiej.
Lucy?
czwartek, 30 czerwca 2016
Od tali do Mastela
-Wow.-Powiedziałam
-Co?- spytał
-Masz fajne moce.-Powiedziałam
-Dzięki-Powiedział nie pewnie
-Chodźmy dalej.-Powiedziałam patrząc na niego
-A daleko jeszcze?-Zapytał
-Nie, już bardzo blisko.-Powiedziałam i lekko przyspieszyłam tak jak on. Doszliśmy, a ja wskoczyłam do wody na ,,strzałkę''. Nie wiem co on zrobił ale gdy się wynurzyłam był obok mnie.
Pływaliśmy tak w ten i z powrotem. I w pewnym momencie coś mocno zabolało mnie w nogę. Nie byłam wstanie płynąc, zaczęłam tonąć. Na całe szczęście Mastel zobaczył to zdarzenie. i mnie wyłowił. Łapiąc oddech podpłyną ze mną do brzegu i zapytał,, Co się stało''
-Nie wiem-Od opowiedziałam-Noga mnie boli
-Wiem, widzę.-Pokazując na moją nogę była rozcięta-Musze zrobić opatrunek nie wiem z kąd ani kiedy miałam już zrobiony.
-Eeeeeeee kiedy ty to zrobiłeś?
-Wiesz, zemdlałaś. Ale tylko na chwile.
-Ojjjjjj!
-Nic się nie dzieje-Powiedzał-Dasz rade iść.
Spróbowałam wstać ale nie dałam rady. Podniósł mnie. i zaniósł mnie do mojej jaskini.
Mastel?
-Co?- spytał
-Masz fajne moce.-Powiedziałam
-Dzięki-Powiedział nie pewnie
-Chodźmy dalej.-Powiedziałam patrząc na niego
-A daleko jeszcze?-Zapytał
-Nie, już bardzo blisko.-Powiedziałam i lekko przyspieszyłam tak jak on. Doszliśmy, a ja wskoczyłam do wody na ,,strzałkę''. Nie wiem co on zrobił ale gdy się wynurzyłam był obok mnie.
Pływaliśmy tak w ten i z powrotem. I w pewnym momencie coś mocno zabolało mnie w nogę. Nie byłam wstanie płynąc, zaczęłam tonąć. Na całe szczęście Mastel zobaczył to zdarzenie. i mnie wyłowił. Łapiąc oddech podpłyną ze mną do brzegu i zapytał,, Co się stało''
-Nie wiem-Od opowiedziałam-Noga mnie boli
-Wiem, widzę.-Pokazując na moją nogę była rozcięta-Musze zrobić opatrunek nie wiem z kąd ani kiedy miałam już zrobiony.
-Eeeeeeee kiedy ty to zrobiłeś?
-Wiesz, zemdlałaś. Ale tylko na chwile.
-Ojjjjjj!
-Nic się nie dzieje-Powiedzał-Dasz rade iść.
Spróbowałam wstać ale nie dałam rady. Podniósł mnie. i zaniósł mnie do mojej jaskini.
Mastel?
Subskrybuj:
Posty (Atom)