Doszła do mnie wiadomość, że Alfa chce ze mną rozmawiać. Prawdopodobnie chodziło o sprawy "zawodowe". Podniosłem się z wygodnego legowiska i rozprostowałem moje kości.
- Dlaczego do cholery, budzą mnie o takiej porze... - mamrotałem do siebie - Czy ta sprawa jest aż tak niecierpiąca zwłoki... - westchnąłem głośno, po czym ruszyłem w strone wyjścia z mojej jaskini. Gdy tylko wyszedłem, do moich uszu dopłynął "słodki" śpiew ptaszków i "cudowny" szum strumyka. Na dodatek słońce oślepiło mnie, tego dnia świeciło niemiłosiernie jasno. Wspaniale! Prychnąłem po czym wolnym krokiem udałem się do jaskini alfy. Po drodze natknąłem się na kilka wilków, na kilka wpadłem, ale nie zrobiło to na mnie jakiejś wielkiej różnicy. Szedłem dalej. Wydawało mi się, że ta wędrówka trwała wieki. Pogrążony w swoich myślach, bez żadnego oporu wszedłem do jaskini Talii. Omiotłem wzrokiem krótko jej mieszkanie po czym usiadłem przed nią.
- Chciałaś się ze mną widzieć, prawda? - spytałem bez emocji
- Owszem, chodzi o to, że razem z nową przywódczynią zwiadowców... - popatrzyłem na nią pytająco, a gdy chciała dokończyć przerwałem jej
- Jaką, do cholery ciężkiej, nową przywódczynią?! Jakaś głupia wadera ma mną władać? - prychnąłem - Chyba śnisz. - Talia popatrzyła na mnie karcącym wzrokiem, a ja wbiłem w nią lodowe spojrzenie. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. W końcu talia westchnęła i dodała:
- Nie przerywaj mi... - nie dokończyła, bo kolejny damski głos przerwał jej wypowiedź. Odwróciłem się w stronę dźwięku.
- I nie nazywaj mnie głupią - warknęła czarna wadera, wchodząc do jaskini.
- Bo co mi zrobisz? Zagryziesz? - zaśmiałem się ironicznie - I że to ona ma być tą moją nową "szefową" - zwróciłem się do alfy z kpiącym uśmieszkiem.
Nagle... jak ona ma w ogóle na imię?! Rzuciła się na mnie z pazurami i zaczęła mnie gryźć. Nie pozostawałem dłużny i również zacząłem ją gryźć i oddawać ciosy. Nie liczyło się to, że ona była waderą. Z takim samym zacięciem walczyliśmy. Talia próbowała nas rozdzielić ale jej się to nie udawało. Byliśmy cali we krwi. Nagle padł cios. Cios pazurów w oko. Syknąłem z bólu, ale nie dałem za wygraną, przygryzłem z całej siły jej ucho i oboje upadliśmy na kamienną posadzkę. Wadera przycisnęła moją głowę do kamienia, miała siłę, nie zaprzeczam
- Odszczekaj to - wycedziła przez zęby
- Nigdy. I żadna głupia wadera nie będzie mną dyrygować.- warknąłem, a ona przycisnęła mocniej. Mierzyliśmy się morderczymi spotkaniami. Nagle z pojedynku na wzrok wyrwał nas spokojny głos Talii
- Co to miało być? Jak wy się zachowujecie? Gorzej niż szczeniaki. Ale nie po to was tu wezwałam. - popatrzyłem na nią pytająco i uśmiechnąłem się szelmowsko. Z miejsca podrapanego przez waderę sączyła się czerwona ciecz.
- Mów, nie mam całego dnia na ploteczki - warknąłem.
- Chciałabym - zaczęła niepewnie alfa - abyście wyruszyli razem, we dwoje, na misje. - popatrzyła na mnie, a później na waderę. - Ananke...? - zwróciła się do wadery.
(Ananke, moja szatanico ;3 co odpowiesz?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz