Wczoraj wieczorem dołączyłem do niewielkiej watahy, ktòra głòwnie składała się z Wader. Uhh... Ciężko idzie mi rozmowa z kimkolwiek a zwłaszcza płcią przeciwną... Nigdy nie wiem co powinienem powiedzieć i muszę uważać na słowa żeby przypadkiem nikogo nie urazić ( ojjj.... Miałem już takie przypadki, gdy powiedziałem że jakaś tam wadera mi się nie podobała... No jednym słowem było bardzo nie ciekawie) . Postanowiłem się udać nad wielkie jezioro, by pobyć w samotności i schłodzić się oczywiście. Posiadanie grubego futra w taką pogodę to istna udręka, jest się mokrym no i zlatują się do ciebie te okropne muchy. Yhh... Ruszyłem powoli w stronę niewielkiego lasku, gdy tylko do niego wszedłem powitał mnie ukochany cień i delikatny chłodny wiaterek.
- Oj, tego mi brakowało. - Mruknąłem z rozkoszą. - Nad wodą będzie jeszcze lepiej.
Potrząsnąłem łbem i pobiegłem w głąb lasu, droga była wydeptana więc świetnie się biegło. Otaczające drzewa z czasem robiły coraz gęstsze i większe, oraz zaczęły pojawiać się leśne zwierzęta.
- Chyba muszę się już powoli zbliżać do jeziora.
No i się nie myliłem, do moich uszu doszedł słodki szum wody a i oczą powoli ukazywały się skały. Z radością przyśpieszyłem bieg, no i po kròtkiej chwilce wskoczyłem do chłodnej wody. Z błogością zanurkowałem w wodzie rozkoszując się jej zimnym dotykiem. Gdy się wreszcie wynurzyłem usłyszałem za sobą delikatny śmiech, obròciłem łeb i zobaczyłem smukłą biało-fioletową wilczyce.
Lucy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz